U
Was pewnie czas również biegnie jak szalony. Ja ostatnio stwierdziłam, że nie
mam czasu na nic i pierwsze, co postanowiłam to usprawnić moje planowanie. A
prawdziwa ze mnie planistka - zawsze z notesem pod ręką i różnymi gadżetami do
planowania.
Stwierdziłam, że za dużo od siebie wymagam i muszę zwolnić, bo
skończy się to dla mnie źle. Zauważyłam już pierwsze znaki - zmęczenie,
znużenie i brak chęci na nic - nawet na to, co lubię.
Dlatego
weekend był czasem na odstawienie kompa i nieczytanie wiadomości od rodziców
ani na dzienniku ani na msg. Oddałam się rodzinie, gotowaniu i ogarnianiu mojej
przestrzeni. Jak na nauczycielkę przystało (hehehe) zrobiłam nową gazetkę w
swoim domowym biurze. Przestawiłam biurko i rozpakowałam zakupy za
ministerialne 500zł. O nich skrobnę w następnym poście.
Był czas na spacer w Parku Solankowym i wyprawę do lasu. Polecam Wam to niezmiernie, bo wreszcie nabrałam dystansu i siły od natury. Cudownie było odetchnąć pełną piersią bez maseczki i wędrować tak sobie na łonie natury. Nawet nie przeszkadzało, że delikatny mrozik szczypał w policzki.
Mój planer został odchudzony, a plan aby stać się mniej perfekcyjną wdrożony w życie. Zobaczymy jak będzie. Na razie postanowiłam, że pracuję do piątku - mój dzień pracy kończy się o 16.30 i ani minuty dłużej nie pracuję. Nawet jak nie zdążę zrobić wszystkiego. Po tej godzinie nie odpisuję na wiadomości od rodziców, nie umieszczam nic na fb szkolnym (który współprowadzę) i oddaję się swoim innym zajęciom.
I w tym tygodniu zaczynam też kurs online. Jestem jego uczestnikiem, a kurs jest prezentem mikołajkowym Myślenie Wizualne Sketchnoting pod czujnym okiem Eli Curyło. Będzie rysowanie - już sobie poczyniłam pierwszą stronę mojego szkicownika.
Muszę
tylko skoczyć do hurtowni papierniczej po zapas cienkopisów różnej grubości.
Trzymajcie kciuki za Szulkę, aby zdołała trzymać się planu
i jej pracoholizm nie wziął góry. Ściskam Was bardzo mocno i niech grudzień
będzie dla Was łaskawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz